Po wojnie o Śląsk Cieszyński i nieudanej próbie przeprowadzenia plebiscytu Rada Ambasadorów w Paryżu przyznała te tereny Czechosłowacji. W 1923 roku Karwina uzyskała prawa miejskie. W kwietniu 1944 roku Frysztat, Karwina, Darków, Raj i Stare Miasto zostają połączone przez władze niemieckie w jedno miasto o nazwie Karwin-Freistadt.

Wielkimi krokami zbliża się upragniona przez wielu majówka i dlatego myślę, że to idealna okazja aby podzielić się z Tobą swoim pomysłem na jej spędzenie. Sama mieszkam rzut beretem od Bieszczad, więc jeśli nie wiesz co robić podczas wolnego długiego weekendu, to może wyjedziesz na chwilę odpocząć właśnie w to miejsce? 🙂 Bieszczady to idealne miejsce na odpoczynek. Zwłaszcza dla miłośników przyrody i górskich wędrówek. Co prawda, góry nie są tak wysokie jak Tatry, ale z pewnością są bardziej dzikie. Najbardziej klasycznym wzniesiem jest Połonina Wetlińska, na której szczycie znajduje się schoronisko – Chatka Puchatka. Pamiętam, że za dzieciaka z rodzicami, bardzo często wychodziliśmy na tą górę. Tym razem, jednak chciałabym zaproponować Ci wejście na sąsiadującą z nią Połoninę Caryńską, na którą podejście jest troszkę bardziej wymagające, ale nie zbyt męczące. Jeśli nie jesteś jakoś specjalnie wysportowany i nie posiadasz kondycji olimpijczyka, to polecam zacząć wędrówkę szlakiem zielonym, z parkingu na Przełęczy Wyżniańskiej. Ogólnie ten szlak jest trochę dłuższy, ponieważ ma swój początek na Małej Rawce, z której schodzi się bezpośrednio na wspomniany wcześniej parking. Na parkingu należy uiścić opłatę za wstęp na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a później wystarczy tylko przejść przez drogę aby zacząć wędrówkę ku Połoninie Caryńskiej. Spokojnie, na początku jest prosto i przyjemnie, trochę trudniej zaczyna się robić w momencie, gdy dojdziesz do lasu. Wędrówka po szlaku, zmienia się wtedy we wchodzenie po (schodach) po dość stromym zboczu i jest to jedyne miejsce, kiedy musisz się bardziej wysilić. Gdy wyjdziesz już z lasu, to szlak znowu zaczyna robić się przyjemny i nie musisz sapać ze zmęczenia. Po kilkunastu lub kilkudziesięciu minutach wędrówki, dojdziesz do czterokilometrowego grzbietu Połoniny Caryńskiej skaładającego się z czterech wierzchołków (jednakże możliwe jest dojście tylko na 3 z nich, ponieważ 4 znajduje się poza szlakiem). Najwyższy punkt Caryńskiej (1297m ) nie znajduje się na zielonym szlaku, ale bez problemu możesz na niego dotrzeć, poprzez odbicie na czerwony szlak. Jest to jakieś 10 minut wędrówki. Połonina Caryńska jest chyba jedynym takim szczytem z tak doskonałym punktem widokowym na niemal całe Bieszczady. Oczywiście jeśli dopisze pogoda, ale wiadomo, na to nie masz wpływu. Gdy byłam tam razem z Mężem, nie spotkaliśmy na szlaku ogromnej ilości turystów. Z pewnością więcej osób decyduje się na wyjście na Połoninę Wetlińską, ponieważ jest łatwiej dostępna i dzieci bez problemu na nią wychodzą. No i jej kolejną zaletą jest schronisko. Jeśli lubisz nie tak bardzo uczęszczane trasy, to polecam zdobycie Połoniny Caryńskiej. Widoki, które się z niej roztaczają są przepieknę, a sam szlak jest bardzo atrakcyjny i malowniczy. Prawie tak samo jak ten na Tarnicę, ale o niej innym razem. Jako, że jestem nauczycielką i uwielbiam podróże (zarówno te małe jak i duże), to góry są dla mnie idealną odskocznią od nauczania i miejscem, gdzie mogę się całkowicie wyłączyć, odetchnąć i naładować baterie. Często także podczas takich wędrówek wpadam na nowe pomysły na wpisy czy lekcje. Podczas takich wypraw robię wiele zdjęć, które później, na przykład w zimie, pomagają mi przenieść się myślami i wspomnieniami do różnych miejsc, które udało się mi i Mężowi zobaczyć, a niekoniecznie mamy kiedy gdzieś wyjechać. Jest to też świetny pomysł na prezent dla nauczyciela. Zdjęcia zazwyczaj przechowuję w albumach, ale ostatnio zdecydowanie wygrawa z nimi fotoksiążka, którą samodzielnie mogę sobie zaprojektować, co jest kolejną formą relaksu i odmóżdżenia się 😀 To, co? Jakie masz plany na majówkę? Wybierasz się w Bieszczady, czy zaplanowałeś już coś innego? Daj znać w komentarzu! 😀 Miłego wypoczynku! Jeśli podoba Ci się to co robię

Dla Hiszpanów atrakcją jest możliwość rozpoczęcia nowego życia w zupełnie innym miejscu (zdarzenie z cyklu: „rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady”). Czasem wręcz odwrotnie, jest to powrót do korzeni. W hiszpańskim internecie krążą hasztagi typu #yomevuelvoalpueblo, czyli “wracam na wieś”. Wakacje już dawno za pasem, a po nich zostały tylko wspomnienia i fotografie. My dziś jednak chcemy zabrać Was na letnią wycieczkę. Niech to będzie taka podróż w czasie. Ten wpis długo czekał na swoją kolej, ale mam nadzieję, że będzie tak jak z winem… ;) Myślałaś kiedyś o tym, aby rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Myślę, że tym z nas, które z macierzyństwem zmagają się w miastach, taki pomysł przyszedł do głowy nie raz ;) Czy taki wyjazd faktycznie pomaga? Czy Bieszczady rzeczywiście są takim spokojnym miejscem? Postanowiliśmy to sprawdzić! ILU TYCH TURYSTÓW? Kilka razy już słyszałam (lub czytałam), że teraz Bieszczady już nie są takim spokojnym miejscem. Na szlakach prawdziwe kolejki, a gwarno jak na deptaku. Otóż nic z tych rzeczy. Przynajmniej podczas naszej wycieczki. Byliśmy w wakacje, była ładna pogoda, a ludzi na tyle mało, że każdy życzliwie witał się na szlaku lub wdawał się w krótką rozmowę. Bardzo pozytywnie i bardzo spokojnie. CISZA I SPOKÓJ Nie bijcie… ale same góry nie są dla mnie aż tak efektowne. Natomiast doceniłam spokój i miłą atmosferę panującą w Bieszczadach. Faktycznie mogliśmy poczuć się „bliżej natury”. Dobrze wiecie z innych postów, że czasem szukamy miejsc, gdzie możemy zwolnić i naładować akumulatory. Tam właśnie tak było :) BEZ SAMOCHODU ANI RUSZ Wybierając się z dzieckiem musimy zdawać sobie sprawę z tego, że jest to okolica, gdzie bez samochodu jest delikatnie mówiąc – trudno. Czy do sklepu, czy to na szlak, wszędzie trzeba podjechać. Kręte górskie drogi, o dziwno z dobrą nawierzchnią, to idealne miejsce dla tych, którzy lubią tę formę podróżowania :) Niestety, mieliśmy też mały bonus… KLESZCZ! Wiele osób kojarzy Bieszczady z kleszczami. My jednak jesteśmy wyjątkowo uzdolnieni i najprawdopodobniej przywieźliśmy swojego z Krakowa… a że dojechaliśmy późno do hotelu, to musieliśmy szukać pogotowia w środku nocy. W górach. Idealnie. Pewnie część z Was kleszcze wyjmuje jedną ręką, ale to był nasz pierwszy i zupełnie nie wiedziałam jak zabrać się do tego tematu… Na pogotowie mieliśmy jakieś 30 kilometrów. Na szczęście na drugi dzień było już fajnie. Udało się nam troszkę odpocząć, powdychać świeżego powietrza i miło spędzić wspólnie czas. Najlepsza część to właśnie wyjście w góry, a dokładniej na Połoninę Wetlińską. Podejście jest dość strome i męczące, ale widoki bardo fajne. Byliśmy też nad Soliną, przeszliśmy się przez zaporę… ale atmosfera tam panująca nas lekko zniechęciła. Jakby to określić… było odpustowo. Połączenie zakopiańskich Krupówek z plażą nad podmiejskim jeziorem ;) Nie wątpię w to, że tam też może być pięknie, ale chyba nie tego akurat szukaliśmy. W dodatku na rowerek wodny było za gorąco, na statki kilka godzin czekania… więc się zmyliśmy w las! PS Te piękne torby w bagażniku to Morini! To na prawdę „kawał dobrej roboty”. Świetnie wykonane, z kieszonkami, przegródkami… polecam ;)
Nauczyciel z południa Polski kilka lat temu stwierdził, że szkoda czasu na czekanie, by zrealizować marzenia. "Na starość mam się obudzić któregoś dnia i stwierdzić, że przespałem życie?". Jak pomyślał tak zrobił. Kupił starego Citroena, sam go naprawił i ruszył z dzieciakami w Bieszczady. A potem..
Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Jak często słyszę to – kultowe już – hasło. Najczęściej powtarza je chyba mój szef, który (zgaduję) nigdy Bieszczadów na oczy nie widział… A więc i ja dałam się skusić i (bardzo spontanicznie!) zdecydowałam (w zasadzie zdecydowałyśmy z koleżanką) o wypadzie w Bieszczady. Tym razem był to bardzo krótki wypad poprzedzony szybkim zwiedzaniem Lublina (to dziwne, że mając tak wielu znajomych z tego miasta, byłam tam pierwszy raz w życiu!). Górski krajobraz ukazał nam się już w połowie drogi z Lublina w stronę wsi Nasiczne (nieopodal szczytu Dwernik-Kamień, 1004 Ponieważ dotarłyśmy tam względnie późno (spacer po górach o po 23:00 niewątpliwie może być gratką dla osób bardziej zaznajomionych z górami, ale ja się do tej kategorii nie poczuwam) przygotowałyśmy plan na następny dzień i… dobranoc! Informacje praktyczne: Co zabrać na górską wędrówkę? warto zainwestować w buty trekkingowe za kostkę, z dobrą, nie ślizgającą się podeszwą – to ważne zwłaszcza w przypadku nieprzewidzianych deszczów! ponieważ pogoda lubi płatać figle – dobrze jest mieć ze sobą kapelusz, który uchroni naszą głowę przed słońcem, ale trzeba też pamiętać o zabraniu lekkiej kurtki przeciwdeszczowej lub sztormiaka, nie chcemy wędrować mokrzy. należy mieć ze sobą gotówkę, gdyż za wejście na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego płaci się kilka – kilkanaście złotych (w zależności od wieku oraz ilczby możliwych wejść). Nasze bilety (studenckie) kosztowały 6 złotych. przyda się mapa (koniecznie analogowa, w końcu jedziemy odciąć się od świata, w góry, gdzie jeśli jest zasięg, to na pewno Ukraiński!) z zaznaczonymi szlakami turystycznymi. Taka mapa nie jest droga a pozwoli nam ze spokojem przemierzać górskie szlaki (często zawiera też informację o czasie i długości przemierzanej trasy, zmianach wysokości oraz ciekawych miejscach w pobliżu) aparat jest koniecznym gadżetem podczas takiej wędrówki, co prawda widoki są niezapomniane, warto je jednak uwiecznić i móc pochwalić się znajomym (lub zmienić domyślną tapetę naszego komputera na taką naszego autorstwa 😉 ) kije do nordic walking (lub w tańszej wersji – prosty, wytrzymały i odpowiednio długi drewniany kij) przydadzą się podczas górskiej wędrówki. Poprawnie używane pomagają nam wspinać się i wędrować odciążając przy tym nasze nogi (podobno w około 30%). Ponadto, wspierają nas na nierównym terenie i pomagają zachować równowagę, tam gdzie jest to naprawdę trudne. Wtorek nie przywitał nas radosnym, rozlewającym się słońcem. Ale to dobrze – Połonina Wetlińska, którą miałyśmy zamiar przespacerować nie jest szczególnie zalesiona, nie można też mówić o cieniu; upał i słońce byłyby więc niewskazane. 🙂 Trasa (być może) dla wielu nie stanowi wyczynu. Nie szłyśmy jednak po wyczyn. Dla mnie spacer po górach przypominał o moim wcześniejszym pobycie w Nasicznem i wielu perypetiach z tym związanych, ponadto dał też możliwość odizolowania się od zewnętrznego świata i telefonów (choć nie mogę powiedzieć, że w pełni odcięłyśmy się od internetu, gdyż fotka na fejsa poszła 😉 ). Punkt startowy – sklepik w Wetlinie. Siedząc tam kilka dłuższych chwil i przygotowując kanapki, miałyśmy okazję spotkać naprawdę ciekawe osobistości. Byli panowie, którzy z wypchanymi plecakami i namiotami śmigali zdobywać kolejne trasy, był pan, który nagabywał wszystkich wolnostojących wędrowców i raczył ich swoimi opowieściami, wreszcie były też kobiety, czy nawet całe rodziny. Wszystkich łączył jeden cel – ruszyć żółtym szlakiem i okiełznać Połoninę Wetlińską. Oni też pewnie rzucili wszystko i wyjechali w Bieszczady. Nieco ponad godzinę drogi od rozpoczęcia żółtego szlaku w Wetlinie docieramy do Przełęczy Orłowicza. Czas na zdjęcia, odpoczynek. Stamtąd mamy co najmniej dwie możliwości – kierować się w stronę drugiego końca Połoniny lub ruszyć w kierunku Smerka (szczytu dostępnego dla turystów). Do Smerka tylko 20 minut – idziemy! A do przełęczy jeszcze wrócimy! Smerek (czasem nazywany też Wysoką) ma 1222 m wysokości. Na części udostępnionej turystom znajduje się żelazny krzyż, ustawiony w miejscu, gdzie niegdyś piorun zabił turystę. Wracamy na Przełęcz i kierujemy się w stronę schroniska Chatka Puchatka. Wg oznaczeń na szlaku – droga nie powinna nam zająć zbyt dużo czasu – podobno około dwie i pół godziny, trzeba jednak doliczyć nasze wszystkie postoje na fotografowanie widoków (oraz te dłuższe, na odpoczywanie i podsypianie na szlaku 😉 ). Chatka jest schroniskiem, które stoi “na drugim końcu” Połoniny Wetlińskiej. Nie ma prądu, ani wody, nie jest jakoś specjalnie ogrzewane. Biorąc jednak pod uwagę, że w połowie drogi do schroniska złapał nas deszcz i nieszczególnie suche dotarłyśmy na miejsce – muszę przyznać, że Chatka spełniła się świetnie w roli Dachu nad Głową 🙂 Deszcz trzeba było przeczekać. Czekałyśmy my i wielu innych turystów (wędrowców?), którzy schronili w Chatce. W schronisku usłyszałyśmy, że w niekrótkim czasie ma rozpętać się burza – dlatego podjęłyśmy decyzję o szybkiej ewakuacji i zrezygnowałyśmy z planów wydłużenia zejścia o wędrówkę czarnym szlakiem. Bieszczady po deszczu niesamowicie pięknie się prezentują – woda zaczyna dosyć szybko parować (mimo deszczu, ogólnie jest jednak ciepło) tworząc fantastyczne obrazy i widoki! Po drodze miałyśmy również okazję przyjrzeć się efektowi niebanalnej współpracy Polsko – Szwajcarskiej: toalecie ekologicznej! Dalej mijamy również dwa ważne miejsca – kamienie upamiętniające Jerzego Harasymowicza (tego poetę, który dużo o Bieszczadach pisał) oraz kamień – wspomnienie tych, którzy w górach zginęli i tych, którzy niosą pomoc – członkom GOPRu. Zejście z Połoniny kończy się w Brzegach Górnych (chyba, że tu zaczynamy, wtedy jest spora szansa, że wylądujemy w Wetlinie 😉 ). Ze względu na burzliwe prognozy pogody oraz niewczesną porę – zakończyłyśmy naszą wędrówkę tutaj, nie próbowałyśmy nawet zdobywać drugiej, sąsiadującej z Wetlińską, Połoniny Caryńskiej. Szybki powrót do Wetliny zawdzięczamy miłemu Panu, który sam dopiero co dotarł do Brzegów i jechał właśnie odebrać z Wetliny swoją rodzinę. I wiecie co? Nie należy wierzyć prognozom pogody. One się nie sprawdzają, a temperatura i słońce, które uraczyły nas tamtego wieczora, w pełni zniwelowały niesmak po niedawnym deszczu! A ze względu na to, że wyjazd nam się udał – obie świetnie się bawiłyśmy, miałyśmy czas dla siebie samych – własnych przemyśleń, rozkmin, ciszy; ale też dla siebie nawzajem – już dziś ustanowiłyśmy, że był to nasz I Doroczny Zjazd Bieszczadzki! Zobaczymy, czy za rok uda nam się również rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?
Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady! Przez pół roku możesz pracować w „Chacie Wędrowca”. Barbara Kaczmarczyk. 17 marca 2016, 10:52 · 7 minut czytania. – Przyjacielu, skończ tę Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady – z pewnością niejedna osoba słyszała ten słynny cytat. Aby jednak poczuć prawdziwy klimat i dzikość tego regionu Polski, należy szeroki łukiem omijać to, co jest popularne i przyjemne dla turysty. Wiąże się to między innymi z popularnym nocowaniem w domkach bądź też apartamentach, przy czym doskonałą opcją będzie wyjazd w Bieszczady kamperem. Aby przeżyć niezapomnianą przygodę w Bieszczadach, należy nieco z nimi poobcować. Najlepiej w tym przypadku sprawdza się kamper, którym można zaparkować w wyznaczonym do tego miejscu lub też zaryzykować i parkować nim w miejscach niekoniecznie oznaczonych. Wiąże się to zawsze z niesamowitymi doznaniami, zaś obcowanie z naturą oraz brak multimediów takich jak telewizja, Internet sprawia, że człowiek naprawdę wypoczywa. Dla osób poszukujących tego typu odpoczynku i przygód Bieszczady mają do zaoferowania wiele miejsc. Poniżej lista dziesięciu najlepszych. (poniższą listę konsultowaliśmy z Panem Arkiem ze SpeedCamp 1. Dzikie połoniny Ustrzyki Górne- od tego miejsca warto rozpocząć swoją przygodę. Miejscowość ta, mimo że jest niewielka, to jednak posiada ogromne możliwości, z których kempingowcy będą zadowoleni. Najchętniej wybieranym miejscem postojowym jest ośrodek PTTK oraz parking niedaleko czerwonego szlaku, który prowadzi na najwyższy szczyt Bieszczad. Miejsce to przyciąga turystów, a żeby zwiedzić Połoninę Wetlińską, Połoninę Caryńską, Tarnicę, Smerek oraz Halicz, potrzeba nie tylko wytrwałości, ale również sporej ilości wolnego czasu. 2. Solina i Polańczyk Pospolitym oraz powszechnie znanym miejscem jest Solina i Polańczyk. Mimo zgiełku oraz coraz częściej pojawiającej się tam komercji, jest to punkt obowiązkowy. W miejscowościach tych istnieją setki miejsc do postoju kamperem, jednak do najlepszych z nich należy między innymi punkt widokowy w Polańczyku, który umiejscowiony jest wzdłuż drogi na tzw. cypel. Atrakcje z których można skorzystać w tym regionie to wejście do wnętrza największej w Polsce zapory wodnej, zwiedzanie zabytkowych sanktuariów oraz zdobywanie mnogo rozlokowanych w tym rejonie punktów widokowych. Ponadto biwakowanie oraz plażowanie, a także liczne spacery wzdłuż jeziora solińskiego. 3. Park Gwiezdnego Nieba Bieszczady to nie tylko jeden z najbardziej dzikich regionów w Polsce, ale również- dzięki dbałości o ekosystem oraz nałożenie specjalnej ochrony przed sztucznym światłem- stało się idealnym miejscem, w którym można podziwiać gwiazdy. Noc pod gwiazdami nabiera w tym miejscu nowego znaczenia, dlatego kamper sprawdzi się w tym przypadku idealnie. Na gwieździste niebo można spojrzeć gołym okiem, jednak by pokaz stał się bardziej atrakcyjny, koniecznie należy odwiedzić Park Gwiezdnego Nieba „Bieszczady”. Jest to jedyne w swoim rodzaju miejsce w Europie, w którym to można swobodnie „podróżować” przy pomocy teleskopu po mlecznej drodze. 4. Drezyny rowerowe oraz Stary Browar Uherce Mineralne to miejsce, w którym kempingowcy znajdą zarówno coś dla siebie, jak i swoich pociech. Najmłodsi niewątpliwie pokochają podróż rowerowymi drezynami. Wspólna wycieczka po mało uczęszczanych trasach to dobrze wykorzystany wolny czas. Podczas podróży można poobcować z naturą, ale również poznać lokalne tradycje i historię regionu. Dla wzmocnienia wrażeń, organizatorzy przygotowali inscenizację, podczas której aktorzy napadają na przejeżdżających turystów. Zwieńczeniem wycieczki powinien być browar Ursa Major, który słynie z wyjątkowo smacznego piwa kraftowego. 5. Rzeka San Przemierzając Bieszczady można poruszać się wzdłuż rzeki San. Kempingowcy uwielbiają spędzać tam noclegi przy ognisku, dlatego też co kawałek zostały przetarte szlaki w taki sposób, by można było zaparkować zaraz przy brzegu. 6. Skansen w Sanoku Jeden z największych skansenów w Polsce. To miejsce, w którym można poznać folklor Podkarpacia a także jego architekturę i budownictwo od XVII do XX wieku. Przed wejściem do skansenu warto się odpowiednio przygotować, ponieważ przeprawa po kilkudziesięciu hektarowym placu trwa niekiedy cały dzień. W miejscu tym można zwiedzić ponad sto obiektów historycznych. Uroczo prezentuje się miasteczko galicyjskie, które jest poniekąd współczesnym wehikułem czasu. 7. Park miniatur obiektów sakralnych Młoda atrakcja, która powstała w 2007 roku, zawiera ponad sto czterdzieści modeli budowli sakralnych. Są to świątynie znane w całej Polsce południowo-wschodniej. Modele zbudowano w skali 1:25 i są wiernie zachowaną kopią oryginalnych budowli. 8. Zagroda Żubrów Żubry w Bieszczadach- niegdyś coś normalnego i pospolitego, dziś niestety rzadkie. Zagroda w Mucznem prowadzi żywą ekspozycję tych stworzeń w ich naturalnym środowisku. Zagroda posiada około 7 ha powierzchni i pozwala bez zakłócania spokoju Żubrów podziwiać je za pomocą specjalnie do tego wyznaczonych ścieżek. Zwiedzanie zagrody odbywa się bezpłatnie. 9. Lądowisko Bezmiechowa A gdyby tak spojrzeć na Bieszczady z góry? W tym celu warto wybrać się na Lądowisko Bezmiechowa, które jest oddalone od Leska około 8 kilometrów. Jest to jedno z najstarszych szybowisk w Polsce. Ośrodek został wybudowany dzięki staraniom Politechniki Lwowskiej. Miał on na celu doskonalenie umiejętności pilotażu samolotów u studentów. Aktualnie lądowisko kształci uczniów Politechniki Rzeszowskiej, zaś w wolnych chwilach- wspólnie z turystami- umożliwia podziwianie rozległych połonin bieszczadzkich z lotu ptaka. 10. Sine Wiry Rezerwat ulokowany jest na styku trzech gmin- Cisnej, Soliny oraz Czarnej. Obszar ten, to głównie siedmiokilometrowy fragment doliny Wetliny i Solinki. Można tu spotkać nieznaną w innych zakątkach Polski roślinność, a także niespotykaną rzeźbę terenu. Miejsce to jest często odwiedzane przez turystów w celu wyciszenia się- dzięki wyjątkowemu urokowi nadaje się ono do długich spacerów dla całej rodziny.
Wielkimi krokami zbliża się upragniona przez wielu majówka i dlatego myślę, że to idealna okazja aby podzielić się z Tobą swoim pomysłem na jej spędzenie. Sama mieszkam rzut beretem od Bieszczad, więc jeśli nie wiesz co robić podczas wolnego długiego weekendu, to może wyjedziesz na chwilę odpocząć właśnie w toCzytaj więcej
Przejdź do zawartości RegulaminFAQPanel zarządzania Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady – fragment nowej książki Niny Bojarskiej Strona główna/Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady – fragment nowej książki Niny Bojarskiej Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady – fragment nowej książki Niny Bojarskiej Nina Bojarska Trochę mnie nie było, ponieważ kończę swoją kolejną książkę, której akcja dzieje się w Bieszczadach i na Podkarpaciu. Poniżej krótki fragment. Oczywiście, dobrze mnie znacie i wiecie, że wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe. „Szczebrzyszynówka” Wynajęliśmy domek w małej wsi, który nosił nazwę na cześć jego właściciela Krzysztofa Szczebrzyszyna, szumną nazwę „Szczebrzyszynówka”. Nasz nowy „ovner” jak kazał się do siebie zwracać, nie mieszkał na stałe w Polsce, tylko udał się ze swoją rodziną za chlebem do Norwegii, gdzie jak twierdził, pracował jako kierowca Tira. Jego żona, zgodnie z zapewnieniami, pełniła odpowiedzialną funkcję kierownika sali, w jednej z bardziej ekskluzywnych restauracji miasta Horten. Prawda jednak była zgoła inna, ponieważ Krzysztof, zajmował się w Norwegii sprzątaniem zbiorników na norweskiej farmie rybnej, a jego żona Diana, pracowała jako pomoc w hotelowej pralni. Liczne potomstwo tej pary, uczęszczało do polsko-norweskiej szkoły, która w swoim programie miała nauczanie przystosowania do życia w społeczeństwie, dzieci o lekkim i ciężkim poziomie niedorozwoju umysłowego. Oboje z żoną, byli osobami nienachalnymi z urody, z większym ukłonem w stronę Diany, u której szalę goryczy przelewała otyłość kliniczna, przekazana wraz z dominującymi genami gromadce wspólnych dzieci. W Norwegii, ta urocza rodzinka, mieszkała na tak zwanym „socjalu”, czyli w mieszkaniu udostępnianym przez władze miasteczka Horten osobom, które co tu dużo mówić – nie bardzo radzą sobie w życiu. Tak więc oboje państwo Szczebrzyszyn, będąc w Norwegii regularnie pomiatani i uważani za zera totalne, po powrocie do ojczyzny stawali się „ovnerami” posiadłości Sczebrzeszynówka. W Polsce, radośnie spędzali urlop szusując na stokach hotelu „Arłamów” lub zażywając kąpieli słonecznych na plaży przed hotelem „Grand” w Sopocie. W ten sposób, rekompensowali sobie miesiące spędzone w Norwegii wśród smrodu krochmalu hotelowej pralni i zapachu ryb przynoszonym do domu na każdym centymetrze ciała. Posiadłość „Szczebrzyszynówka” liczyła sobie powierzchnię sześciu arów, ogrodzonych zewsząd siatką leśną fi dziesięć. Na działce, stał parterowy dom o powierzchni trzydziestu metrów kwadratowych oraz stodoła o powierzchni dwustu metrów kwadratowych. Posiadłość tę, odziedziczył Krzysztof po swoich zmarłych rodzicach, którzy trudnili się zawodowo chlaniem wódy, wydając przy tym na świat kolejnych potomków w ilości dziewięciu sztuk, rodzonych w fazie głębokiego upojenia alkoholowego obojga rodziców. Wobec tego faktu, wszyscy, spośród sześcioosobowego pozostałego przy życiu rodzeństwa, nie grzeszyli intelektem. Nic więc dziwnego, że Krzysztof mienił się pozostałym braciom i siostrom jako człowiek sukcesu. Piszę o pozostałym przy życiu rodzeństwie, ponieważ pewnej bieszczadzkiej zimy, jednego z braci zabrała śmierć, kiedy najebany zasnął przed domem na śniegu, najmłodszy z braci zginął pod torami Bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej a najstarsza z sióstr, jak wyszła z domu wiosną 1979r. tak słuch po niej zaginął. Krzysztof z Dianą podczas swoich urlopowych pobytów w Polsce, nie omieszkiwali zaglądnąć do Szczebrzyszynówki by jako „ovnerzy”, skontrolować czy najemca odpowiednio przyciął trawnik i czy ilość zalecanego przez nich stężenia glifosatu w glebie została zachowana na pożądanym poziomie. Podczas obchodu po posiadłości z przyjemnością opowiadali o swoich sukcesach na polu zawodowym oraz prywatnym, chwaląc się wysokością swoich zarobków oraz pokazując na smartfonie zdjęcia jakiejś bajecznej posiadłości z basenem. Krzysztof, na chwilę zatrzymywał się pod płotem od południowej strony działki, gdzie roniąc łzę przyklękał. Było to bowiem miejsce, w którym jego rodzice odnaleźli ciało zamarzniętego brata, kiedy zorientowali się po tygodniu, że przed chwilą wyszedł z domu. Wszystko to, działo się wśród wtórów słodkiej gromadki urwisów, wypowiadających słowa w niezrozumiałym bełkocie polsko-norweskim. Po wizycie w posiadłości, pozostawało jeszcze zapalenie znicza na ostatniej stacji bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej oraz modlitwa w kościele w Lutowiskach, w intencji odnalezienia zaginionej siostry. Fragment książki „Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady”. Autor: Nina Bojarska Autorka książek „Zdrowi z Natury” oraz „Piękni z Natury”. Redaktor naczelna portalu Miś ę chce Bieszczad. Od wielu lat na stałe współpracuje z magazynem Żyj Naturalnie. V-c prezes Fundacji Zdrowi z Natury. Copyright : Nina Bojarska Udostępnij ten artykuł, pomóż Nam dotrzeć do innych! Niezależny portal obywatelski. Łączymy ludzi, dla których pisanie jest pasją. Poruszamy tematy, które dla innych mediów są zbyt trudne. Podobne wpisy Page load link Przejdź do góry . 313 239 755 165 618 123 200 277

rzuć wszystko i wyjedź w bieszczady